Podwyżka ceny po 21 latach
Od 19 września 2025 r. w Polsce obowiązuje nowy, wyższy cennik badań technicznych pojazdów. Dotychczasowa stawka za standardowe badanie techniczne samochodu osobowego wynosiła 98 zł i nie była zmieniana od 2004 roku.
Nowa stawka to 149 zł, czyli podwyżka o 51 zł.
Podwyżka dotyczy również innych kategorii pojazdów, a stawki zostały podwyższone proporcjonalnie o ok. 50%.
Powód? Ministerstwo Infrastruktury tłumaczy, że ceny badań dotąd były jednymi z najniższych w Europie, a koszty prowadzenia stacji kontroli pojazdów (SKP) dramatycznie wzrosły, np. koszty mediów, utrzymania urządzeń, legalizacji sprzętu, wynagrodzeń diagnostów.
Nowe rozporządzenie Ministra Infrastruktury zostało podpisane 3 września 2025 r. i opublikowane w Dzienniku Ustaw 4 września (Dz.U. 2025, poz. 1223).
Stawki weszły w życie po upływie 14 dni od publikacji, czyli właśnie od 19 września 2025 r.
To oznacza, że zmiana nastąpiła po ponad dwóch dekadach bez podwyżek co dla wielu kierowców i właścicieli SKP było oczekiwaną, choć kontrowersyjną decyzją
Aby umieścić kontekst aktualnej podwyżki, warto przypomnieć, że obowiązkowe badania techniczne pojazdów w Polsce funkcjonują od dłuższego czasu, choć ich zakres, organizacja i status prawny zmieniały się przez dekady.
Pierwsze uregulowania prawne nakazujące kontrolę stanu technicznego powstały w latach PRL-u. Jednak państwowe stacje diagnostyczne i jednolity system stacji kontroli pojazdów rozwijały się bardzo powoli.
Dokładnej daty pierwszego badania technicznego w Polsce (konkretny dzień, miesiąc, rok) nie ma odnotowanej w żadnych źródłach.
Wynika to z tego, że system badań rozwijał się stopniowo, a nie w ramach jednego, wyraźnego aktu inaugurującego.
W latach 50. XX wieku zaczęto wprowadzać pierwsze przepisy dotyczące sprawdzania stanu technicznego pojazdów. Badania miały charakter kontrolny, wykonywane były głównie przez warsztaty państwowe i jednostki transportowe.
W 1961 r. w „Prawie o ruchu drogowym” z tego roku znalazł się pierwszy wyraźny zapis o obowiązkowych badaniach technicznych. To właśnie wtedy pojawiła się formalna podstawa prawna do przeprowadzania badań dla wszystkich pojazdów dopuszczonych do ruchu.
Oficjalny tytuł to "Ustawa z dnia 27 listopada 1961 r. o bezpieczeństwie i porządku ruchu na drogach publicznych". Akt ten stanowił jedną z kluczowych regulacji w polskim prawie drogowym i wprowadzał ogólne normy dotyczące dopuszczenia pojazdów do ruchu, obowiązków kierujących i właścicieli pojazdów oraz kompetencji organów nadzoru.
Na przełomie lat 60-70. zaczęto organizować państwową sieć stacji kontroli pojazdów i ujednolicać procedury badań, co można uznać za faktyczny start systematycznych badań technicznych w skali całego kraju.
W okresie transformacji ustrojowej lat 90. nastąpiła prawdziwa rewolucja w systemie badań technicznych pojazdów w Polsce. Państwowy monopol na przeprowadzanie przeglądów został zniesiony, a na rynku zaczęły powstawać prywatne stacje kontroli pojazdów (SKP). Nowy model, oparty na nadzorze samorządów terytorialnych i przedsiębiorczości prywatnej, całkowicie odmienił dotychczasowy system wprowadzając konkurencję, nowoczesny sprzęt diagnostyczny i wyższe standardy obsługi kierowców.
Po akcesji Polski do Unii Europejskiej (2004) system badań technicznych musiał być dostosowany do norm UE (m.in. w zakresie emisji spalin, wyposażenia obowiązkowego, zakresu i rodzaju badań, itp.).
Do dziś obowiązek okresowych badań technicznych reguluje ustawa „Prawo o ruchu drogowym” oraz rozporządzenia wykonawcze określające zakres, częstotliwość i stawki opłat.
W 1958 roku kierowca nie jechał na „stację kontroli pojazdów”, bo takiej nazwy jeszcze nie było.
Zamiast tego odwiedzał Punkt Kontroli Technicznej (PKT), Stację Obsługi Technicznej, albo po prostu warsztat przy bazie PKS-u, gdzie mechanik i diagnosta w jednej osobie oceniał stan auta.
W większych przedsiębiorstwach działały nawet Wydziały Kontroli Technicznej, które zajmowały się przeglądami flot służbowych. Formalna nazwa „Stacja Kontroli Pojazdów” pojawiła się dopiero kilkanaście lat później wraz z rozwojem cywilnej motoryzacji i potrzebą ujednolicenia przepisów.
Można więc powiedzieć, że zanim pojawiły się nowoczesne SKP, przeglądy robiono mniej urzędowo, a bardziej „po ludzku” i „na oko” z kluczem w dłoni, bez rozpisanych czynności w dzienniku ustaw.
Zarządzenie Ministra Komunikacji z dnia 5 lipca 1958 r. oraz pieniądze z tamtego okresu
Jak łatwo zauważyć, po ostatnich podwyżkach ceny badań technicznych jeśli przeliczyć je na średnie zarobki zatoczyły piękne, historyczne koło. Można powiedzieć, że wróciliśmy do roku 1958, czyli czasów, gdy przegląd samochodu był wydarzeniem niemal towarzyskim, a diagnosta miał status lokalnego autorytetu. Różnica jest tylko taka, że wtedy pod stację podjeżdżała Syrenka lub Warszawa M20, a dziś SUV z kamerą cofania i komputerem pokładowym, który jeszcze przed oględzinami diagnosty mówi kierowcy, że „coś jest nie tak” i od razu dodaje: „Skontaktuj się z serwisem, najlepiej od razu, zanim będzie za późno.”
Patrząc na relację ceny badania do przeciętnego wynagrodzenia, historia rzeczywiście lubi się powtarzać. Wtedy badanie było wydatkiem, który czuło się w portfelu, a i dziś też potrafi lekko zaboleć (szczególnie dla posiadaczy pojazdów z LPG). Można więc żartobliwie stwierdzić, że po 21 latach zamrożenia cen i obecnej podwyżce cofamy się… o jakieś 70 lat🙂.
I choć technika poszła do przodu, to ekonomia jak widać lubi wracać do przeszłości 🙂.
Pierwszy oficjalnie udokumentowany cennik opłat za przeprowadzenie badań technicznych pojazdów, jaki udało się odnaleźć w dostępnych źródłach, to Zarządzenie Ministra Komunikacji z dnia 5 lipca 1958 r. (opublikowane w Monitorze Polskim Nr 56).
Co zawierał ten dokument (wybrane pozycje).
W załączonym cenniku podano konkretne stawki za badania techniczne różnych typów pojazdów.
Przykładowo (wg publikacji monitorowej i aktów prawnych z tamtego okresu):
- od każdego motocykla 20 zł.
- od fabrycznie nowego samochodu 30 zł.
- od używanego samochodu osobowego lub ciężarowego 50 zł.
To tylko kilka pozycji, a w dokumencie były także stawki dla ciągników, autobusów, pojazdów specjalnych itp.
Kilka uwag historycznych i interpretacyjnych 😉
Kwoty zapisane w 1958 r. dotyczą złotego z okresu PRL i nie powinny być porównywane bezpośrednio z dzisiejszymi stawkami, ...siła nabywcza i system gospodarczy były inne 🙂
Jakie więc były wówczas płace?
A teraz czas na moment, który interesuje nas wszystkich bardziej niż zużycie paliwa i średni przebieg, czyli ile wtedy zarabialiśmy. Bo przecież nie ma nic przyjemniejszego niż szybki rzut oka w cudzy portfel, oczywiście wyłącznie w celach naukowych i statystycznych!
Polska tradycja mówi jasno: zanim ocenimy, zobaczmy ile zarabiali nasi dziadkowie🙂.
W tamtych latach w Polsce (PRL) prowadzono już regularne badania płacowe. GUS podawał średnią płacę miesięczną w gospodarce uspołecznionej, czyli w zakładach państwowych, spółdzielniach i przedsiębiorstwach należących do sektora socjalistycznego.
Dla porównania: chleb kosztował ok. 1,5 zł za bochenek 0,5 kg, kostka masła ok. 15–20 zł, czasopismo "Szpilki" 2,50 zł, a nowa „Warszawa” (samochód osobowy klasy wyższej) ok. 120–130 tys. zł. W 1958 roku rozpoczęła się również produkcja seryjna samochodu FSO Syrena. Ta polska nowość prosto z salonu kosztowała 72 tys. złotych.
W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że w 1958 roku zarówno płace, jak i koszt badań technicznych były mniej więcej trzykrotnie niższe niż obecnie. Innymi słowy zarabialiśmy i płaciliśmy mniej, ale proporcje między tym, co wpływało na konto, a tym, co trzeba było oddać za przegląd pozostaje zaskakująco podobne.
Po podwyżce do 149 zł za badanie techniczne Polska wciąż pozostaje wśród tańszych krajów Unii Europejskiej.
Ministerstwo Infrastruktury podkreśla, że nasze ceny są porównywalne z Węgrami, Portugalią czy Finlandią, ale niższe niż w Niemczech, Francji, Włoszech czy Estonii.
W krajach Europy Zachodniej przeglądy są zazwyczaj droższe i bardziej rozbudowane, często obejmują m.in. poszerzone testy emisji spalin, pomiary hałasu oraz diagnostykę systemów elektronicznych.
W niektórych państwach UE koszt badania jest wliczony w opłatę drogową lub ubezpieczenie, dlatego bezpośrednie porównanie bywa trudne.
Oto przykładowe ceny w niektórych państwach UE:
- w Niemczech kierowca płaci za przegląd średnio ok. 400–500 zł,
- we Francji ok. 550–600 zł,
- w Czechach ok. 200 zł,
- w Hiszpanii 250–300 zł,
- w Skandynawii ceny potrafią sięgać nawet 700 zł.
Teoretycznie więc pomimo ostatnich podwyżek, Polska nadal należy do krajów o najniższych stawkach w całej Unii Europejskiej.
Ale czy na pewno?
Warto jednak pamiętać, że w wielu krajach Unii Europejskiej badanie techniczne wykonuje się co dwa lata, a nie co roku, jak w Polsce. Oznacza to, że choć kierowcy w Niemczech, Francji, Czechach czy Skandynawii płacą więcej za jedno badanie, to robią to dwa razy rzadziej.
W praktyce więc różnice w kosztach nie są aż tak duże, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Polski kierowca wydaje 149 zł co roku, czyli 298 zł w dwa lata, a przykładowo Niemiec około 450 zł raz na dwa lata. Różnica istnieje, ale już nie jest tak spektakularna.
Choć w Polsce badania techniczne wciąż należą do najtańszych w Europie, to w relacji do zarobków wcale nie są tak korzystne, jak mogłoby się wydawać. W krajach zachodnich kierowcy płacą więcej za samo badanie, ale zarabiają znacznie lepiej dlatego przegląd to dla nich zazwyczaj drobna formalność, a nie zauważalny wydatek.
Do tego dochodzi jeszcze częstotliwość badań. Podczas gdy w Niemczech, Francji czy Hiszpanii przegląd wykonuje się co dwa lata, w Polsce trzeba to robić co roku. W efekcie polski kierowca poświęca dwa razy więcej energii i czasu na dojazd do stacji, czekanie w kolejce, samo badanie i powrót do domu.
Można więc żartobliwie powiedzieć, że choć nasze przeglądy są „tańsze”, to kosztują nas więcej tylko nie zawsze w złotówkach. W końcu czas to też pieniądz, a ten jak wiadomo nigdzie nie tanieje.
Niektórzy komentatorzy zwracają też uwagę, że coroczny przegląd w Polsce ma swoje plusy, ponieważ auta są częściej kontrolowane, co poprawia bezpieczeństwo i stan techniczny pojazdów na drogach. Z drugiej strony kierowcy argumentują, że coroczny obowiązek to dziś bardziej formalność niż faktyczna potrzeba, zwłaszcza przy nowoczesnych samochodach, które same „mówią”, gdy coś jest nie tak.
Przez lata ceny badań technicznych w Polsce należały do najniższych w całej Unii Europejskiej. Stawka 98 zł, ustalona 21 lat temu, w momencie wprowadzenia wydawała się bardzo wysoka, wręcz nieproporcjonalna do ówczesnych zarobków i realiów gospodarczych. Jednak z biegiem lat sytuacja się odwróciła. Płace rosły, koszty utrzymania stacji diagnostycznych również, a cena badania pozostała niezmieniona. To sprawiło, że wiele stacji kontroli pojazdów działało praktycznie na granicy opłacalności, utrzymując się głównie dzięki dodatkowemu serwisowi lub lojalnym klientom.
Dzisiejsza podwyżka do 149 zł to więc nie tyle „skok cenowy”, co powrót do równowagi, której zabrakło przez dwie dekady. Można powiedzieć, że po 21 latach historia zatoczyła pełne koło, a ceny wróciły do poziomu proporcjonalnego do płac, takich jak w pierwszych latach funkcjonowania systemu badań czyli lat 50. ubiegłego wieku.
Czy to koniec zmian? Raczej nie. Bo jak pokazuje doświadczenie polskich kierowców nic nie jest bardziej pewne niż przegląd raz w roku i kolejna zmiana przepisów, która zawsze „już się szykuje”.
Jedno jest pewne, niezależnie od ceny i tak każdy kierowca zrobi przegląd.
Choćby po to, aby diagnosta na końcu mógł nam powiedzieć: „Panie, stan idealny, ...jak na ten rocznik!”